środa, 18 listopada 2015

Nauka matematyki może być świetną zabawą! Nauczanie matematyki metodą Helen Doron. Matematyka dla najmłodszych.

Naszym dzisiejszym gościem specjalnym jest Mariola Olkowicz z MathRiders – centrum nauczania matematyki metodą Helen Doron. Do tej pory metoda Helen Doron kojarzyła mi się z nauką języka angielskiego – jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że tą metodę wykorzystuje się także w uczeniu matematyki! J

Myślą najlepiej zapowiadającą i jednocześnie podsumowującą treść dzisiejszego artykułu jest cytat Glenna Domana  „Zabawa jest nauką, nauka zabawą. Im więcej zabawy, tym więcej nauki.” J

Oddaję głos Marioli.



---------------------------------------------------------------------------------


Mam to szczęście, że zdolności matematyczne odziedziczyłam po swoim tacie. Lekcje matematyki w szkole zawsze były dla mnie przyjemnością, ponieważ zrozumienie pojęć matematycznych nie sprawiało mi większych trudności. Wiem jednak, że jestem wyjątkiem. Większość z moich znajomych na myśl o matematyce dostaje dreszczy. Dlaczego? Ponieważ dla nich lekcje matematyki były katorgą, na których nie dość, że mieli trudności, to jeszcze często nauczyciel wprowadzał stresującą atmosferę.

Gdy mówię moim znajomym, że koordynuję Centrum Nauczania MathRiders w Gdańsku i tam uczymy dzieci matematyki już od 2. roku życia, to zostaję atakowana argumentami typu: „Po co tak wcześnie męczyć dzieci nauką?”, „Czy w tym wieku nauka matematyki ma w ogóle sens?”.
Tak, ma sens, szczególnie w tym wieku, ponieważ nasz mózg jest najbardziej plastyczny (zdolny do wytwarzania nowych połączeń nerwowych) właśnie w okresie pierwszych 3,5 lat życia, a im młodsze dziecko tym ta plastyczność jest większa. Poza tym, my nie uczymy matematyki w typowy, znany nam ze szkoły sposób: czyli tablica i niekończące się słupki. W MathRiders dzieci uczą się matematyki poprzez różnorodne zabawy i  doświadczenia. Dzieci wychodzą od nas uśmiechnięte, a często nie chcą wychodzić wcale J.

Chciałabym uświadomić Wam, że matematyka jest wszędzie i spotykamy się z nią każdego dnia, nawet nie będąc tego świadomym, wykorzystując ją nawet w tak banalnych sytuacjach jak np. do obliczania ilości wolnego czasu J. Warto już od najmłodszych lat zaszczepiać w dzieciach miłość do  matematyki, aby miały one do niej od początku pozytywne nastawienie. Bo dobre nastawienie to już połowa sukcesu.

Nie chodzi o to, abyście teraz wyznaczyli sobie, ze np. w środę o godz. 17:00 siadacie z dzieckiem do matematyki i przez godzinę tłumaczycie mu różne naukowe teorie. Nie,  lepiej zrobić to w sposób naturalny – poprzez zabawę J


Podam kilka przykładów z życia wziętych, w których świetnie sprawdzają się zabawy matematyką: 

  •   Gdy idziecie do kogoś w odwiedziny to przed wejściem zwróćcie uwagę dziecka na nr domu, że np. Wasza ciocia Marysia mieszka w domu nr 8, a Wy mieszkacie pod nr 4.
  •  Dzieci nie mogą doczekać się Świąt Bożego Narodzenia? Dajcie im kalendarz i poproście, aby policzyli ile jeszcze dni pozostało, a ile tygodni. A przy przygotowywaniu świątecznych ciastek zwróćcie uwagę Waszych dzieci na kształty wypieków: czy są to koła, kwadraty, prostokąty, a może trójkąty. Policzcie ile ciastek upiekliście.
  • Nakrywając do obiadu pozwólcie dzieciom policzyć ile jest osób oraz odliczyć potrzebne sztućce.
  •  Będąc w sklepie dajcie dzieciom szansę na odliczenie należnej kwoty pieniędzy. A może Wasze dzieci są dopiero na etapie poznawania wartości pieniędzy? Zacznijcie zabawę z pieniędzmi od poznania monet groszowych. Mało kto jest świadomy tego w jak prosty sposób można wytłumaczyć dzieciom czemu 2 monety 1-groszowe mają taką samą wartość co 1 moneta 2-groszowa: na tych monetach są listki i wystarczy je policzyć, aby wiedzieć ile groszy mamy J.
  • Latem przy zamawianiu podwójnej porcji lodów wspomnijcie o mnożeniu.
  • Dziecko czeka na swoją ulubioną bajkę? Pokażcie mu zegar i wytłumaczcie ile czasu jeszcze zostało.



Szybko zauważycie, że dziecko samo zacznie Was prosić o wymyślanie kolejnych zadań matematycznych do wykonania. Dziecko ma w sobie naturalną ciekawość i chęć do nauki nowych rzeczy – jeśli tylko dobierzecie odpowiednie metody, sami zdziwicie się szybkością z jaką przyswaja wiedzę i zdobywa nowe umiejętności J

Aby nauka przychodziła dzieciom (i nie tylko dzieciom) z łatwością, należy stworzyć przyjazne warunki, ponieważ w sytuacjach stresowych nasz mózg ma trudności z nauką. Zaś w sytuacjach, gdy czujemy się swobodnie, czujemy przyjemność – bawimy się, nasz mózg chłonie wiedzę „jak gąbka”. Dlatego metoda MathRiders polega na nauce matematyki poprzez zabawę. Dzieci są zadowolone, ponieważ się świetnie bawią, a rodzice są zadowoleni, ponieważ widzą zadowolone dzieci, które przy okazji uczą się nowych, przydatnych rzeczy.


Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że matematyka może być ciekawa, prosta i przyjemna?

-----------------------------------------------------------------------------------

Wplatacie naukę matematyki do życia codziennego Waszych dzieci? 

Jakie zadania cieszą się u Was największym powodzeniem? 
A może wymyśliłaś/eś ostatnio jakieś ciekawe zadanie matematyczne dla swojego dziecka?

Podzielcie się swoimi refleksjami i pomysłami w komentarzach J




Szczegółowe informacje o autorce wpisu J
Mariola Olkowicz
Koordynator Centrum Gdańsk
Centrum Nauczania MathRiders Gdańsk
ul. Świętokrzyska 93 (przy Villa Resident)
80-180 Gdańsk - Łostowice


wtorek, 10 listopada 2015

Pchacz i skoczek dla dziecka okiem fizjoterapeuty. Jak wpływają one na rozwój dziecka? Pomagają czy szkodzą? Czy warto kupić dziecku pchacz lub skoczek? Gadżety dla dzieci cz.2

Zachęcam Was bardzo mocno do przeczytania pierwszej części artykułu, w której pisałam o chodzikach - możecie to zrobić tutaj , możecie też ściągnąć ją w formie pliku .pdf ( t u t a j )

Tą część możecie natomiast pobrać  T U T A J :) 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moje zdanie na temat pchaczy i skoczków.





Wiecie już z poprzedniej części artykułu, że rozwój dziecka jest sprawą indywidualną i przebiega we własnym, najlepszym dla niego tempie oraz że przyspieszanie tego procesu może mieć bardzo przykre dla dziecka konsekwencje.

Zacznę od pchacza. Usłyszałam kiedyś takie mądre zdanie: „Gdyby pchacz, był potrzebny do nauki chodzenia to nie bylibyśmy dzisiaj istotami chodzącymi.” – kto słyszał o pchaczach w poprzednich epokach, a nawet zaledwie kilkadziesiąt lat temu? Chyba nikt… a jednak wszyscy zdrowi ludzie potrafią chodzić J

Pchacz to kolejny gadżet dla rodzica, nie dla dziecka! Pozwala dorosłemu zyskać chwilę czasu dla siebie i odpocząć - nie musi on nachylać się już do dziecka, aby prowadzić za rękę chodzącego niepewnie malucha.
Jednak jaką cenę może mu przyjść zapłacić za tą chwilę wygody? Dziecko używając pchacza, często nieprawidłowo ustawia stopy (obciążając nadmiernie wewnętrzny brzeg stopy), koślawi kolana (kolana skierowane do wewnątrz, tzw. Iksy) oraz nieprawidłowo obciąża kręgosłup poprzez zbytnie pochylenie tułowia do przodu. Może to spowodować wystąpienie w przyszłości wad postawy oraz doprowadzić do wcześniejszego zwyrodnienia stawów. Dodatkowo wiele pchaczy zbyt szybko przesuwa się do przodu co może doprowadzić do niekontrolowanego upadku dziecka i urazu głowy lub kończyn (dziecko trzymając pchacz rękoma wykazuje słabszą reakcję obronną – wyciągnięcie rąk w przód, aby podeprzeć się i ochronić głowę przed urazem – niż dziecko chodzące bez pchacza).

Jeżeli jednak nadal bardzo chcemy zakupić taką zabawkę dziecku, to dopilnujmy przynajmniej trzech rzeczy:
·                       kupmy pchacz dopiero w momencie, gdy dziecko umie już chodzić samodzielnie (samodzielnie oznacza bez pomocy mebli, ręki dorosłego, ani tym bardziej chodzika),
·                     zadbajmy o to, aby był on wystarczająco mocno obciążony,
·                      pilnujmy, aby dziecko używając go utrzymywało prawidłową postawę (odpowiednio ułożone stopy, kolana, tułów).

Dzięki spełnieniu tych warunków zapewnimy dziecku bezpieczeństwo (obciążony pchacz nie będzie zbyt szybko przesuwał się do przodu, co zapobiegnie upadkowi dziecka) oraz trening mięśni posturalnych (tzn. mięśni odpowiadających za prawidłową postawę ciała) – dziecko pchając coś ciężkiego odruchowo napina te właśnie mięśnie. Często dzieci wykorzystują jako pchacz zwykłe krzesło (kreatywność nie zna granic!) - dobrze sprawdzi się ono w takiej roli. J

Skoczki to stosunkowo nowy gadżet. Popularne stały się dopiero jakiś czas temu. Czy to dobrze? Dobrze, że dopiero kilka lat temu (nie wcześniej), źle natomiast, że w ogóle stały się popularne! Dla tych, którzy nie do końca wiedzą co to jest skoczek i do czego służy – jest to urządzenie zamontowane np. pod sufitem, w którym dziecko siedzi i odpychając się nóżkami od podłogi skacze w osi pionowej (góra-dół).

Wracając do tego, że nie należy przyspieszać rozwoju dziecka, chciałabym podkreślić, że dziecko naturalnie uczy się skakać dopiero ok. 2. roku życia. Na opakowaniach skoczków często widnieje natomiast informacja, że są one odpowiednie dla dziecka w wieku od ok. 6‑10 miesiąca życia. Struktury amortyzujące wstrząsy pojawiające się przy skakaniu na pewno nie są jeszcze wtedy u dziecka dojrzałe! Jak zapewne się domyślacie, negatywnie odbije się to na kręgosłupie i stawach(szczególnie stawach nóżek) dziecka. Zwracam też uwagę na to, że dziecko odbija się z palców stóp, co powoduje, że (tak jak w chodziku w przypadku odpychania się palcami stóp) uczy się nieprawidłowego obciążania stóp oraz może być przyczyną chodzenia na palcach w późniejszym wieku. Kolejnym podobieństwem do chodzika jest fakt, że dziecko w skoczku ma nieprawidłowe ustawienie miednicy, a co za tym idzie nieprawidłowo ją obciąża, co może skutkować zaburzeniami tej struktury. Dodatkowo dziecko wsadzone np. do skoczka nie może samo z niego wyjść, co rozwija w nim poczucie zależności od innych, zmniejsza jego kreatywność, a mniejsza różnorodność bodźców i mniej doświadczeń (poprzez pozostawanie w jednym miejscu) hamują jego ogólny rozwój. Czy jesteście w stanie poświęcić dobro dziecka dla jego chwilowego uśmiechu? Nie da się ukryć - większość maluchów z radością korzysta ze skoczków. Jednak zastanówmy się, czy nie można wywołać jego uśmiechu w inny sposób? Być może bardziej angażujący nasz czas i wymagający pomysłowości, ale o ile zdrowszy! J

Zwolennicy używania skoczków powiedzą na pewno, że skakanie w skoczku stymuluje np. zmysł propriocepcji (czucie głębokie) oraz układ przedsionkowy, dzięki któremu dziecko doskonali zmysł równowagi. Jest na to jednak o wiele lepszy sposób – mini trampolina!

Co myślę o mini trampolinach i huśtawkach używanych w domu oraz o rowerku biegowym dowiecie się w kolejnej części artykułu (dzisiejszy wpis znów okazał się dłuższy niż planowałam - nie chciałam jednak pominąć żadnej ważnej kwestii).

Podsumowując – dziecku do prawidłowego rozwoju absolutnie nie są potrzebne takie gadżety, jak chodzik, pchacz czy skoczek. Zamiast pomagać, zaburzają one rozwój dziecka, powodując wiele negatywnych skutków. Gdy dziecko ma problemy z napięciem mięśniowym (jest ono obniżone lub wzmożone), a zdarza się to niestety dość często (napięcie normalizuje się z czasem poprzez zapewnienie dziecku optymalnych warunków do rozwoju, odpowiednie jego układanie, podnoszenie i prawidłowe wykonywanie zabiegów pielęgnacyjnych), i mimo to korzysta z takich gadżetów, jego zaburzenia mogą się pogłębić i utrwalić.

Do prawidłowego rozwoju potrzebne są dziecku tylko: odpowiednia dawka ruchu, przestrzeń umożliwiająca mu swobodne przemieszczanie się, środowisko bogate w różnorodne bodźce, odpowiednia ilość czasu do kształtowania nowych umiejętności oraz cierpliwość, uważność i wiara rodzica.

Gdy dziecko ma zapewnione warunki, które nie będą hamować jego rozwoju, zupełnie wystarczającym motywatorem do nauki kolejnych umiejętności (takich jak chodzenie, siadanie czy skakanie) jest dla niego wrodzona ciekawość świataJ

Jeśli macie jakieś pytania do tej lub poprzedniej części, to napiszcie je w komentarzu – na pewno odpowiem J

Nie dajcie sobie wmówić, że dziecko potrzebuje tych nowoczesnych gadżetów, aby dobrze się rozwijać! W dyskusji z ich zwolennikami wykorzystajcie przytoczone przeze mnie argumenty. J Śmiało dzielcie się tym artykułem ze znajomymi, przyszłymi rodzicami lub rodzicami maluchów.

Macie w domu pchacz lub skoczek? Używaliście takich gadżetów jak Wasze dziecko było małe? 

Przypominam, że dzisiejszy wpis możecie pobrać w formie pliku .pdf   t u t a j